Fanklub Mordimera Madderdina

Nie oficjalny Fanklub Mordimera Madderdina

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Moda

  • Index
  •  » Art
  •  » Moje opowiadanie p.t. "Rewolucja Niebieska"

#1 2012-06-19 20:14:14

 Mordimer_Madderdin

Moderator

Skąd: TM
Zarejestrowany: 2008-08-26
Posty: 52
Punktów :   

Moje opowiadanie p.t. "Rewolucja Niebieska"

Na wstępie chcę zaznaczyć, iż tekst jest jedynie fikcją literacką i nie ma na celu obrażania uczuć religijnych czy moralnych czytelników... Jeśli się spodoba, powstaną jego kolejne partie... Za sugestie i opinie z góry dziękuję


Siedziałem w karczmie „Na rozstaju” już czwarty dzień z kolei. Chuj wie po co i w jakim celu… Te szczyny, które tutaj podają nie zasługują nawet na to, aby określać je w bardziej szlachetny sposób… Wstałem dobre parę godzin temu i sączyłem któryś tam z kolei kufel tych sików… Ach, ile bym dał, żeby wrócić do stolicy! Nawet teraz, w tym momencie! Ale nie! Doprawdy, nie mam pojęcia jaka siła trzyma mnie w tej spelunie, ale czuję, że zdarzy się coś ciekawego… Taaaaaaa… Niby prawie nigdy moje przeczucie się nie myliło, ale bałem się, iż to „prawie” następuje właśnie teraz…
    Choć nie jestem skowronkiem i wstaję dość późno, to ilość gości w karczmie co najmniej mnie zaciekawiła… Siedzę tu już jakiś czas, zbliża się późne popołudnie, ba! zaryzykowałbym stwierdzenie o bardzo wczesnym wieczorze, gdyby nie to, że mamy teraz środek lata… Jak dla mnie nie ma wtedy wyraźnej granicy  między obiema porami dnia… Jednak z mojej bytności tutaj zauważyłem, że zwykle o tej porze gości było już kilku… Może szanowny właściciel nie raczył wystawić swojego źródła zarobku przy jakimś ruchliwym trakcie ( np. przy drodze do granicy z Udzielnym Księstwem Locu… Oj, obłowił by się tam na obsłudze samej armii, która zmierzała na wschód już nie w setkach czy tysiącach, ale liczba wysyłanych tam na wojnę rekrutów liczona była już ponoć w dziesiątkach tysięcy…), jednak chłopstwo z okolicznych wiosek i osad korzystało dość chętnie z usług prowadzonych przez jego przybytek… A dziś pustki… Czyżby jednak coś się szykowało…?
    Na podstawie prowadzonych obserwacji potrafiłem odróżnić miejscowego od jakiegoś kupca, czy innego trefnisia… Jednak mężczyzna, który właśnie przekroczył próg od razu przykuł moją uwagę… Nigdy nie bawiły mnie i nie wabiły męskie wdzięki (oczywistą oczywistością jest, iż wolę powabne niewiasty, tylko one nie zawsze chcą mnie…), jednak nieznajomy epatował jakąś charyzmą albo chuj wie czym jeszcze, bo przez kilka pierwszych chwil po wejściu skupił moją uwagę na swojej osobie…
    Ocknąłem się z tego dopiero po dłuższej chwili, ze zgrozą zauważając, iż podobne wrażenie wywarł tylko na mnie… Rzadko miewam podobne odczucia… Pomimo licznych wolnych miejsc, nieznajomy skierował swoje kroki do mojego stolika… A że usadowiłem swoje jestectwo w dość odległym od drzwi miejscu, tak więc mogłem go sobie obejrzeć od stóp do głów, pomimo mieszaniny strachu (czemu kieruje się do mnie, czyżby Służby Archanielskie znalazły mnie aż tutaj?!), zainteresowania (ach te buty… pewnie mają mocną podeszwę, która nie przemaka na deszczu i nie odpada od reszty przy każdej możliwej i niemożliwej sposobności…) oraz podziwu (kto do cholery chodzi tak sztywno, jak na szczudłach? Choć to dodaje mu trochę powagi i dostojności, co muszę odnotować i zapamiętać…).
    - Czy mogę?
    Jego głos, miękki i ciepły ( O nie, nigdy z mężczyzną, nigdy! Fuj! ) wyrwał mnie z zamyślenia nad jego sylwetką i wyglądem… Nie miał ze sobą żadnej broni, co odnotowałem z nieskrywaną satysfakcją… Bo ja oczywiście jak ten skończony idiota, swoją zostawiłem w tej klitce, która służyła mi chwilowo za moje lokum… No bo co może mi zrobić banda podpitych wieśniaków? Szkoda byłoby im nawet podrzynać te gardła, albo tępić sobie na nich miecz… Mruknąłem pod nosem coś, co miało być swego rodzaju odmową ( no bo jak inaczej traktować: „Kurwa, tyle wolnych miejsc, a ty psi synu musisz tutaj?”, a wyszło coś w rodzaju: „ Kurtyl wolnych si sy tu? ), jednak on niezrażony najwidoczniej moim powitaniem, zajął miejsce obok. Dopiero wtedy zrzucił z głowy kaptur ( jakim cudem nie zwróciłem na ten kaptur uwagi wcześniej?) i wtedy część moich wątpliwości została rozwiana…
    To jestem skończony… Gabriel… Prawa ręka Wszechmocnego… Dowódca Służby Archanielskiej… No cóż, nie będę krył, że świadomość wysłania dowódcy tej instytucji połechtała moją próżność, ale w tej sytuacji marne to pocieszenie… Czyli mają wtyki wszędzie, nawet w alternatywnych światach…
    - Witaj Czarny! Dawnośmy się nie widzieli, prawda?
A spierdalaj nadufany bałwanie… Co ja, piłem z tobą gorzałę, że możesz zwracać się do mnie mianem zarezerwowanym dla najbliższych przyjaciół ( których grono jest niepokojąco małe z tendencją do coraz szybszego kurczenia się…)? No, ale w tej sytuacji postanowiłem przełknąć tę gorzką pigułkę, gdyż nie pozostało mi nic innego…
    -Myślałem, że tak już zostanie, ale widać troszku się przeliczyłem… Napijesz się czegoś? Ja stawiam! –chyba go tym nie przekabacę na swoją stronę, ale zawsze warto próbować… Dopóki walczę, moje jest na górze jak to mawiali Czcigodni… A ich myśli i sentencje zawsze traktowałem serio, pomimo wyśmiewania się z innych absurdów Niebieskiej Mej Ojczyzny…
    - A wiesz, że bardzo chętnie? – szok, w tym momencie przeżyłem szok.- Bardzo to miłe z twojej strony… Swoją drogą jestem spragniony po tej długiej podróży.- tak, jasne… Po drodze mogłeś sobie sprawić nawet z szamba przedniej jakości ambrozję, a ty chcesz tu kurtuazyjnie chyba ze mną pić te siki…
    -A więc już zamawiam… Mają tutaj wspaniałe trunki, aż sam nie wiem co ci zaproponować!
    -Może być to samo, co właśnie sobie sączysz leniwie…- a więc nie poznał się na mojej ironii i sarkazmie… No cóż, bywa…
    Zamówiłem tym razem dzban tego czegoś, na co szynkarz z radosnym uśmiechem wypalił mi prosto w twarz, iż w zamian za docenienie tego napoju, w ramach uprzejości i wdzięczności wyposaży mnie w dwa bukłaki tegóż na czas podróży… Jak dla mnie robił to tylko dlatego, że z jednej strony pozbywał się dużej ilości tego gówna (tylko dlaczego moim kosztem?), a z drugiej zyskiwał reklamę (skoro zapijałem się tym czymś tak długo, a teraz jeszcze częstuje tym swojego kompana, to musi być niemal nektar jakiś…).
    Wróciłem do stolika i już miałem kłapnąć jakąś złośliwość, gdy Gabriel nie patrząc na mnie rzekł:
    -Nie mam zamiaru cię więzić Archaniele Śmierci… Razem z innymi zdecydowaliśmy, iż w wystarczający sposób odpokutowałeś za swoje błędy z przeszłości.- Jacy inni? Ale widzę przynajmniej, że ciotunia Śmierć poradziła sobie ze swoim zadaniem pomimo mojej, hmmm… wymuszonej okolicznościami absencji na stanowisku pracy…- Mam dla ciebie w zamian dość interesującą propozycję… Możesz sobie zapewnić powrót w nasze archanielskie szeregi… Wystarczy, że wspomożesz nas w pewnej kwestii…
    Szykowało się coś grubego… Gabriel szukający sojuszników nawet u takich renegatów i pomyleńców jak ja? Nie tylko dlatego cuchnęło mi to czymś szalonym i groźnym… Z jakiej paki miałem bowiem wrócić tam na Górę? Po tym jak wydano na mnie wyrok banicji z datą do końca światów i jeden dzień dłużej, podpisany przez samego Wszechmogącego? Przecież po takim prezencie nie ma powrotu nawet dla Czcigodnych, a co dopiero dla takiego obdartusa jak ja… Poza tym jest mi tu bardzo dobrze… Może nie wszystko jest wtedy, gdy tego potrzebuję, ale przynajmniej nikt nie wpierdala mi się  do tego jak żyję i się prowadzę… Ale, że on szuka sprzymierzeńców nawet w mojej osobie… Oj Gabrielu… Chyba że… O kurwa…
    -Co wy, skrzydlaci tam szykujecie?
    -Czarny, tam na Górze robi się pomalutku wielki burdel… Powiem ci, o co konkretnie chodzi, jak już cię znalazłem… Choć nie było łatwo, przyznaję… Otóż Najwyższy nie obejmuje już niestety wszystkiego… Wiele rzeczy wymyka mu się z rąk… W wąskim gronie podjęliśmy decyzje, trudną co prawda, ale konieczną, o wymianie na Niebieskim Tronie…
    - O kurwa… Taka rewolucja! Zaraz… I pewnie Ty będziesz chciał zająć  Jego miejsce!!!

C.D.N.


Mordimer Madderdin Forever!!!

Offline

 

#2 2012-06-19 23:29:41

Dziurawiec

Biskup Hez-Hezronu

1121053
Skąd: Bielsko-Biała
Zarejestrowany: 2008-08-23
Posty: 51
Punktów :   
Moje Strony WWW: http://dziurawiec.blogspot.com
WWW

Re: Moje opowiadanie p.t. "Rewolucja Niebieska"

Hmmm ciekawie chętnie przeczytam dalszą część
Co prawda zalatuje mi to troszkę Kłamcą  Jakuba Ćwieka z lekką nutką Mordimera  co do kreacji zmysłów "Czarnego" i doborów sów narracji.
Jak by co chętnie służę pomocą przy kolejnych częściach


Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone.

Offline

 

#3 2012-06-19 23:47:15

 Mordimer_Madderdin

Moderator

Skąd: TM
Zarejestrowany: 2008-08-26
Posty: 52
Punktów :   

Re: Moje opowiadanie p.t. "Rewolucja Niebieska"

No cóż... "Kłamcy" nie czytałem ( a przynajmniej nie przypominam sobie )... A skojarzenia z Mordimerem... tak jakoś wyszło...
Po wrzuceniu na Facebookowy profil (może i celem małej reklamy forum, hehehe...) tekst spotkał się z ciepłym przyjęciem


Mordimer Madderdin Forever!!!

Offline

 

#4 2012-06-20 11:49:50

Dziurawiec

Biskup Hez-Hezronu

1121053
Skąd: Bielsko-Biała
Zarejestrowany: 2008-08-23
Posty: 51
Punktów :   
Moje Strony WWW: http://dziurawiec.blogspot.com
WWW

Re: Moje opowiadanie p.t. "Rewolucja Niebieska"

poprosze o namiary na profil


Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone.

Offline

 

#5 2013-06-10 13:41:23

 Mordimer_Madderdin

Moderator

Skąd: TM
Zarejestrowany: 2008-08-26
Posty: 52
Punktów :   

Re: Moje opowiadanie p.t. "Rewolucja Niebieska"

Dobra, dodaje część drugą, ale ostrzegam, jest jeszcze przed ostateczną redakcją

Perspektywa zmiany Panującego Nad Wszystkim Co Jest Stworzone w sposób przedstawiony przez Gabriela napawała mnie wieloma obawami. Zanim ją przetrawiłem i przyjąłem do wiadomości, upłynęło kilka ładnych dni. Dowódca Służby Archanielskiej nie naciskał na mnie w tym czasie, abym swoją decyzję ogłosił od razu… Nie oczekiwał również oczywiście, że w ramach niespodziewanej amnestii co do mojej osoby rzucę mu się do kolan i zacznę dziękować za ten niespodziewany akt łaski z jego strony. Po wychyleniu ze mną paru głębszych (A co, niech wie, że jestem gościnny i nawet wroga umiem ugościć!) stwierdził, iż musi ruszać w dalszą drogę. Wiedziałem jaki jest jego cel… Zebrać wokół siebie wystarczającą liczbę podobnych do mnie akolitów. Tylko jedno mnie w tym wszystkim zastanawiało… W jaki sposób zbierze ich wystarczającą ilość… Bo że podobne do niego oszołomy znajdą się wśród Skrzydlatych, nie miałem wątpliwości… W końcu wyjechał po niemałej libacji, która sobie urządziliśmy i odsapnięciu po niej (No ale żeby mieć tak słaby łeb? Kto by pomyślał…).
    Ja natomiast zostałem sam i biłem się z myślami… Poprzeć czy nie poprzeć… Oczywiście,że  nie poprzeć… Tylko jak mu to zakomunikować? Przecież wtedy ta cała jego udawana sympatia co do mnie skończy się szybciej niż się rozpoczęła… No, ale jest jeszcze Śmierć… Mamusia Chrzestna…
O ironio… Ta to dopiero jest przeciwna jakimkolwiek zmianom Na Górze… Od niej najbardziej by mi się oberwało w razie poparcia spisku…
    Na takich bezproduktywnych rozmyślaniach minęły mi kolejne dwa bezpowrotnie stracone dni… Trzeciego dnia (skąd ja to znam?) doszły mnie słuchy, że nieopodal stanęła dość liczna armia jednego z lokalnych baronów czy hrabiów… Zresztą to jest mało ważne… Bo w tych stronach każdy z  nich  szarogęsił się na swojej ziemi niczym książe, a nie jeden niczym król czy cesarz.  Mnie zainteresowała owa armia… Wojna w powietrzu, więc i pole do popisu dla mnie również…
    Ach, w końcu mam powód, żeby ruszyć dupę trochę dalej niż do pobliskiego burdelu… Przez te kilka dni mojego pobytu tutaj postanowiłem trochę pozwiedzać… A że zamtuz ten był niezbyt daleko oberży, był w miarę tani (z czego oczywiście cieszyła się moja kieszeń), no i oczywiście posiadał w miarę ładne pracownice jak na tak zapadłą dziurę, to pokorzystałem sobie z raz albo i dwa z uroków tegoż miejsca… Nie żebym przepadał za płatną miłością… Nosz do kurwy nędzy, za takie rzeczy nie powinno się płacić… Ale na tym biednym świecie jest z reguły tak, iż ilość prawdziwej miłości jest odwrotnie proporcjonalna do ilości przybytków płatnej rozkoszy… Taaak… wiem coś o tym… Nie raz i nie dwa zostałem odtrącony… Ale to już inna historia…
    Szedłem  sobie spokojnie główną ulicą (a raczej tym, co miało ją nieudolnie imitować… Ach to moje czepialstwo co do szczegółów…), gdy wtem świat zgasł mi w mgnieniu oka… Nie wiem jakim cudem… Ale za to jak się ocknąłem, to już wiem dokładnie… Kubeł lodowatej wody na łeb, to niezbyt miłe uczucie… A ja czymś w tym stylu zostałem uraczony… I tak jak wcześniej świat zgasł mi od razu, tak potem rozpalał się bardzo powoli…
    Było jednak coś, co pobudziło moje zmysły w kilka chwil po oblaniu mnie wodą…Taa… To na pewno był widok czterech postawnych mięśniaków. Oprócz mięśni zdradzały ich oczywiście miny. To takie typowe dla takich, co to w życiu tylko mieczem machają, a myślenie zostawiają innym…
    Poderwałem się na równe nogi. Nie był to najlepszy z pomysłów. Niemal od razu świat zawirował niczym na wiejskiej potańcówce…Tylko szkoda, że w tym momencie okoliczności były zgoła odmienne… Gdy trochę ochłonąłem ( i zorientowałem się, czemu mój pomysł był niemal idiotyczny, bowiem nie znalazłem wokół siebie niczego, co choć trochę mogłoby mi pomóc w razie ataku osiłków), na czterech gębach zagościł paskudny uśmieszek… Upodobniło to ich do wściekłych Żmijów Lodu… Nie dość, że Matula Chrzestna hodowała te kościane cudaki w swojej siedzibie, to jeszcze musiałem się z nimi codziennie użerać… A do najprzyjemniejszych zadań to nie należało…
    No ale musiałem odłożyć na później swoje dywagacje, bowiem największy z moich niedoszłych oprawców ( taką miałem nadzieję, bo jeśli chcieli mnie zabić, mieli po temu już kilka lepszych okazji…) wyszedł do sąsiedniego pomieszczenia… Dopiero teraz zorientowałem się, że prawdopodobnie nawet nie zostałem wywieziony z miejsca gdzie do tej pory siedziałem na swoim dupsku. Po układzie pomieszczeń i widoku za oknem ( na kości wszystkich magów! W tym pomieszczeniu jest okno!) zorientowałem się, że z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę określić miejsce swego pobytu jako chatkę umiejscowioną w jednej z bocznych uliczek… A co mnie w tym przekonaniu utrwaliło? Odór nieczystości, które to szanowni mieszkańcy tejże uliczki z lubością wylewali na bruk… Kurwa, to nie dla mnie…
    Wtem poczułem silny odór siarki, a cały pokój stanął w płomieniach… Nie zrobiło to na mnie większego wrażenia, widziałem już wcześniej tego typu sztuczki. A gdy na środku pomieszczenia ukazał się rogaty człowieczek z kopytami zamiast stóp wiedziałem już z kim mam do czynienia…
    - Kurwa, Lucek. Wiesz doskonale, że te twoje sztuczki nie robią na mnie wrażenia…
    Ledwo wypowiedziałem ostatnie słowa, wszystko wokół wróciło do normy, a na środku pokoju swój piękny, czarny kaftan poprawiał przystojny ( oczywiście nie mnie to oceniać, no ale na pewno mógł się on podobać niewiastom) mężczyzna. Gdy zwrócił ku mnie swe oblicze, wykrzywiło się ono w pełnym i wielkim uśmiechu.
    - Witaj Czarny! Ile to już czasu minęło od naszego ostatniego spotkania?
    - Myślę, iż to pytanie jest zbędne. Widoczne minęło go już wystarczająco i los sprawił, że musimy znów oglądać swoje podłe gęby… A tak poza tym co to za przywitanie? Kurwa, skąd ty wziąłeś takich grabów?
    - Oj wybacz mi te niedogodności przyjacielu… A moi towarzysze, których miałeś okazję poznać… No cóż, piekło pełne jest takich wybrańców.
    No cóż… Mnie jako Skrzydlatemu ciężko jest przyznawać się do wielkiej i szczerej przyjaźni z Księciem Piekieł, Lucyferem, jednak tam skąd pochodzi, jest o wiele więcej gorszych mend… Poza tym bliżej mi mentalnie do Pierwszego Ze Strąconych niż do tych wypielęgnowanych modnisiów z Góry… No i dlatego tejże przyjaźni się nie wstydzę.
    - Proszę jeszcze raz o wybaczenie wszelkich niedogodności, ale niestety zmusiły mnie do tego okoliczności. Słyszałem, że odwiedził cię nasz wspólny znajomy.
    - Lucek, skąd ty do stu diabłów wiesz z kim ja się tu spotykam?
    - Myślę, że nierozważne jest z twojej strony wzywanie tu mojego wątpliwej reputacji rodzeństwa i wujostwa, nie wspominając już o szefie wszystkich szefów.- Mówiąc to wskazywał palcem w dół, a jego twarz rozjaśnił szczery uśmiech.
    - No cóż, trochę denerwują mnie te twoje podchody… Powiesz wreszcie o co ci chodzi?
    - W mojej pracy muszę się posługiwać różnymi metodami… Czasem wystarczy zwykła rozmowa, niekiedy drobna sugestia czy podpowiedź, w skrajnych przypadkach niestety konieczna jest przemoc…
    - Ty, Niosący Światło, czy jak ci tam!- O kurwa, jak on nie lubił tego imienia. Tych, którzy go używali skazywał bez zastanowienia na najgorsze piekielne męki. Bałem się, że pomimo naszej przyjaźni, spotka mnie podobny los, co kilku innych nieszczęśników… Na szczęście był chyba w doskonałym humorze, gdyż nawet nie zdradził się z tym czy go to uraziło.- Wybacz, że przerwę ci twój niezwykle ciekawy i pouczający wykład na temat twojej pracy, jednakowoż co on ma wspólnego z Gabrielem?
    - Nawet nie wiesz jak bardzo dużo… Otóż Gabriel zastosował wobec ciebie pierwszą z wymienionych przeze mnie metod kuszenia i przekonywania do złego. Z tym zastrzeżeniem jednak, iż ten pajac nie ma możliwości sprawdzenia, jak te jego podchody względem ciebie wypadły… A ja taką możliwość posiadam. Cichaj!- Już chciałem się wtrącić jakim cudem się tego wszystkiego dowiedział, on jednak mnie natychmiast uciszył.- No cóż, nie będę czarował, bo magiem jestem raczej chujowym… Po prostu sprawny wywiad mój drogi… Jak sądzisz, dzięki czemu osiągnęliśmy taką przewagę nad wami, tam z góry? Musiałem się w tym przypadku posunąć do szpiegowania i podsłuchiwania twoich myśli… Oczywiście tylko tych, które dotyczyły Gabrie…
    - Ty kurwi synu! Jak śmiesz…
    - Czarny, nie przeginaj… wiele umiem zrozumieć i wybaczyć, wbrew temu co o mnie mówią, jednak gdy mnie porządni wkurzysz, nie będę miał litości, nawet wobec ciebie, a wiesz doskonale, że w tym aspekcie nie żartuję…
    Oj wiedziałem o tym i to aż za dobrze…


Mordimer Madderdin Forever!!!

Offline

 
  • Index
  •  » Art
  •  » Moje opowiadanie p.t. "Rewolucja Niebieska"

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
hotels-world.pl hotels-world zabudowy samochodowe Rusinowo hotele