Fanklub Mordimera Madderdina

Nie oficjalny Fanklub Mordimera Madderdina


#1 2009-06-09 20:06:06

Dziurawiec

Biskup Hez-Hezronu

1121053
Skąd: Bielsko-Biała
Zarejestrowany: 2008-08-23
Posty: 51
Punktów :   
Moje Strony WWW: http://dziurawiec.blogspot.com
WWW

Opowiadanko

Jak już wcześniej wspominałem jest ono na poziomie amatorskim ( i nie żebym się tym chwalił ;P )

Nie chciało mi się sprawdzać ale wydaje mi się że to jest ta ""najlepsza" wersja



Inna Historia



Obudził mnie wybuch.
Coś eksplodowało w… w magazynie? W magazynie, w którym znajduje się nasz proch strzelniczy
Nasze najcenniejsze wyposażenie!?

Zerwałem się na równe nogi jak wielu innych śpiących obok mnie, ale to ja jako pierwszy pobiegłem zobaczyć, co się stało a przy najmniej tak mi się wydalało. Gdy tak biegłem przez podziemne korytarze myślałem o tym, że to ja tam miałem stać na warcie, ale Nikerius mnie zastąpił.
Gdy dobiegłem na miejsce zobaczyłem, że cały magazyn jest zasypany.
Musiał wybuchnąć cały zapas prochu żeby zawalił się tak solidny magazyn.
Wszędzie było pełno ziemi kamieni kurzu i błota, ale udało mi się ujrzeć w całym tym bałaganie ludzką rękę i znajdujący się na niej tatuaż. To była ręka należąca do tego nowego.
Jak mu to było na imię...? Toren. Czyli nie myliłem się, co do niego.
Nie wiadomo, kiedy dookoła mnie zebrało się pełno ludzi, więc opuściłem to miejsce żeby nie robić sztucznego tłoku.
Udałem się z powrotem do mojego śpiwora żeby się wyspać bo, ktoś za naród bić się musi.
W przeciwieństwie od innych nie zastanawiałem się, dla kogo ten nowy pracował, bo i tak jest to już nieważne, co się stało to się nie odstanie. Poszedłem spać i zasnąłem od razu w moim mięciutkim i wygodnym śpiworze.

* * *

-Wstawać zasrane lenie!! – Obudziłem się zrywając się na równe nogi. To wrzeszczał nasz „kochany” Generał – Jak niechcenie zginąć na froncie za ojczyznę to ja się wami zajmę!!
-Aran nie gap się tak po mnie jakbyś się we mnie zakochał tylko zbieraj dupę w troki i na front!! –te słowa były oczywiście skierowane do mnie.
Moim zadaniem na dzisiaj było pomagać oddziałowi „Cieni” podczas zdobywania zamku w Anderewrskich górach. Poszedłem razem z oddziałem w stronę zamku. Góry były bardzo wysokie strome i pełne zdradliwych urwisk bądź innych niebezpiecznych głazów, które mogły nam spaść na głowy w każdej chwili. Oczywiście mogliśmy iść drogą, która by doprowadzała nas bezpośrednio pod wrota zamku, ale gdybyśmy tamtędy poszli to strażnicy mogliby nas zobaczyć i podnieść alarm, na czym nam nie zależało. Więc musieliśmy przedzierać się przez te niebezpieczne góry. Nie ominęło się oczywiście bez kilku drobnych skaleczeń, ale nie było to nic poważnego ani zagrażającego życiu. Wziąłem ze sobą swoją kusze z lunetą, którą dostałem w spadku od ojca. Mówię tutaj oczywiście o kuszy z lunetą nie o samej lunecie. Kiedy dotarliśmy na miejsce moim oczom ukazał się potężny zamek zdolny pomieścić stu tysięczną armie i bronić się przez dobre trzy miesiące. Zamek wyglądał jakby by był wbudowany a może raczej wyrzeźbiony w skale. W pierwszym murze były trzy poziomy okienek strzelniczych do odparcia ataku wrogich oddziałów nad oknami znajdowały się otwarte już na świeżym powietrzu stanowiska strzelnicze, na murze tym, który był bardzo gruby znajdowały się nie utrudniające przemieszczenia się po nim pięć potężnych wież, o wysokości około stu sześć dziesięciu stup a między każdą z tych wież kolejna tyle, że mniejsza o wysokości sześć dziesięciu stup. Dalej w środku zamku były kolejne mur różniące się tylko tym, że było wyżej położone, nie miało ono wież i były one o połowę mniejsze od pierwszych. Następne piętro też było mniejsze, ale posiadało dwie wieże, które stanowiły ostatni zewnętrzny punkt obrony wyżej była już tylko tak zwana „sala królewska” gdzie zazwyczaj rezydował władca i najważniejsze osoby w zamku. Miejsce to było ostateczny już punkt obronny. Cienie wchodzili od strony północnej obok ostatniej wieży moim zadaniem było uniemożliwienie strażnikom zaalarmowania swoich kompanów. Zabijałem jednego za drugim w pierwszej kolejności strzelałem do tych którzy byli najbliżej cieni i pierwsi mogli ich zobaczyć, potem zacząłem zajmować się tymi co byli dalej. Po załatwieniu strażników czekałem aż cienie dadzą znać, że zamek został zdobyty. Nawet nie wiem, kiedy ani z jakiego powodu skały nade mną zaczęły się osuwać, potężna lawina schodziła w moją stronę. Na szczęście zobaczyłem maleńką jaskinię, więc wskoczyłem tam jak najszybciej żeby ukryć się przed lawiną. Przeczekałem tam chwilę aż przejdzie lawina. Kiedy wyszedłem z jaskini nasi już dawali znak że zdobyli zamek więc zszedłem z gór żeby się z nimi spotkać. Kiedy tak wracaliśmy jeden z cieni podszedł do mnie i zdjął czarną maskę z twarzy był to mój przyjaciel Erlanden elf wysokiego rodu
-Co robiłeś w tej jaskini? – zapytał zaciekawiony
-Zeszła lawina, więc musiałem się gdzieś schować, trochę się pokaleczyłem, ale to nic wielkiego. Zakażenia nie będzie – mówiąc to uśmiechnąłem się lekko.
-Na tej wojnie żadna rana nie jest poważna – odparł splatając przy tym swoje długie siwe włosy w kucyk
-Ta. Chyba, że spotka cię to, co starego Zarena – i tak wracając do okopów zaczęliśmy wspominać stare dobre czasy, kiedy to technologia nie była aż tak rozwinięta.
W nagrodę oddział cieni i ja mieliśmy resztę dnia wolnego i mogliśmy robić, co chcemy.
Razem z elfem poszliśmy odwiedzić Gorkana, który właśnie „sprzątał” magazyn, znaleźliśmy go w jednej z beczek, która rzeczywiście znajdowała się w magazynie, ale jej pierwotną zawartością wcale nie był proch strzelniczy, ale coś, co także po podpaleniu może wybuchnąć, ale lepsze jest wtedy, gdy wlewa się to do gardła. Mówię oczywiście o spirytusie krasnoludzkim, a wiadomo krasnal jak to krasnal po znalezieniu takiej beczki natychmiastowo się do niej przyssał i teraz leżał w środku i nie mógł z niej wyleźć.
-Cześć moczymordo.
-Jak wyjdę z tej beczki i cię dorwę to rozbijesz się o księżyc.
Elf i Krasnolud przywitali się jak na przedstawicieli swoich ras przystało
Znalazłem wieko od beczki z tkwiącymi tam jeszcze gwoździami podniosłem je i leżący obok kilof
-Daj spokój- wtrąciłem się w ich rozmowę - nawet ty byś tego nie dokonał, a już na pewno nie w takim stanie.
-Ja ci zaraz pokaże – zripostował Gorgan i próbował się wygramolić z beczki. Erlanden zauważył, że w jednej ręce trzymam wieko beczki a w drugiej kilof. Gdy krasnal już prawie wyszedł z beczki Elf wepchnął go tam z powrotem, i razem zaczęliśmy zabijać beczkę wiekiem przy pomocy trzonka od kilofa.
-Ej wypuście mnie do… – zaczęła wydzierać się bez skutecznie beczka - To nie jest śmieszne!!
Jak z tond wyjdę to wam nogi z dup powyrywam!!
-Cicho tam – skomentował Erlanden i kopnął beczkę, ta zaczęła się lekko chwiać, i wtedy wpadł nam do głów wspaniały pomysł.
-Myślisz o tym, co ja? Zapytałem elfa. Ten tylko się uśmiechnął.
Musiał być to śmieszny widok, kiedy elfa i człowieka biegli za toczą się w dół korytarza beczką i wrzeszczeli „UWAGA KRASNAL SIĘ TOCZY!” A potem uciekają, co sił w nogach przed goniącym ich krasnalem trzymającym w ręku deskę z tejże beczki .

* * *

Wieczorem Generał wezwał mnie do siebie. Na miejscu okazało się, że jest to mniej oficjalne spotkanie. W teorii miałem iść na patrol w okolicy zamku z gór Anderewrskich, a naprawdę wyglądało to tak:
-Aran –zaczął Generał – wiesz, że ufam ci bardziej niż innym z moich żołnierzy.
-Tak.
-No właśnie. Dlatego mam dla ciebie propozycje- upił z kubka łyk wina i ciągnął dalej- prawdopodobnie w zamku a dokładniej w jego podziemiach ukryty jest skarb i nie mam tu na myśli prochu czy jakiejś nowinki technicznej tylko złoto. Złoto, które może ustawić do końca życie i zakończyć tą wojnę dla ciebie i dla mnie.
Popatrzyłem na Generała w z zaciekawieniem w oczach, bo nie często słyszałem o jakimś złocie ukrytym w zamku.
-Dlaczego pan generał sam nie pójdzie po to złoto - zapytałem
-Bo musze czekać dzisiaj na kapitana a obawiam się, że jutro tego złota może juz nie być – wyjaśnił Generał.
-A, co ja będę z tego miał?? – zapytałem kładąc nacisk na słowo JA
-Czterdzieści procent. - odpowiedział niedbale
-Pięćdziesiąt.
-Czterdzieści pięć.
-Zgoda. - odparłem kończąc tym samym licytację
-Tylko nikomu ani słowa.
Dyskretnie poinformowałem o tym fakcie tylko Erlandena, żeby wiedział, co się stało, jeśli nie wrócę

* * *

Po niespełna półgodzinie szybkiego marszu dotarłem na miejsce. Miałem ze sobą kusze, sztylet i miecz. Miecz, który wykuł ojciec mojej niedoszłej żony a to dla tego, że od pięciu lat nieżyje, ale nie jest to teraz ważne.
Wędrowałem po korytarzach, a poza trzema beczkami znalezionymi przy samym wejściu nie znalazłem nic ciekawego, lecz nie zmartwiło mnie to, bo skarb miał być ukryty w podziemiach, więc zszedłem na ich pozom i znalazłem wejście do jakichś sekretnych tuneli.
Szedłem nimi spokojnie i powoli drogę oświetlając sobie swoim mieczem, który miał taką właściwość, że gdy ja go trzymałem to ostrze świeciło jasnym białym światłem a gdy trzymał go ktoś inny wyglądał on jak zwykły miecz. W końcu dotarłem do jakiejś większej jaskini na końcu, której coś świeciło się żółtym światłem, gdy zacząłem się tam zbliżać zauważyłem, że jest to góra złota. Schowałem miecz i w pośpiechu udałem się w tamtą stronę.
To był błąd. Nagle wyrósł przede mną wielki jak dąb Trol Jaskiniowy, który za nic w świecie nie chciał mi po dobroci oddać tego skarbu Trol zamachnął się i walną maczugą w miejsce, w którym przed chwilą stałem, bo zdążyłem odskoczyć w bok Trol wykonał kolejny zamach, ale wtedy strzała wbiła się w jego szyje, tam gdzie ma najcieńszą skórę, ale i tak nie wbiła się dostatecznie głęboko, a potem krasnal pobiegł w stronę Trola dzierżąc obusieczny topór i wydzierając się – Ja ci pokaże jak zabija się Trole!!!
Po chwilce pokonał tą samą drogę, ale w przeciwnym kierunku i w powietrzu. Spowodowane to było maczugą Trola.
Elf zaczął strzelać z łuku najszybciej jak mógł widziałem, że próbuje trafić oczy, ale jakoś nie mógł tego dokonać, więc wyjąłem swój miecz i przebiegłem między nogami Trola przecinając mu przy tym ścięgna. Ten przewracając się walną maczugą o jedną z wiszących nad jego głową skał, która po spotkaniu się z maczugą spadła na głowę jej właściciela powodując tym samym nagłą śmierć i koniec żywota tej bestii.
Gorgan by mieć pewność, że bestia nie wstanie podszedł do niej i kilkoma sprawnymi uderzeniami odrąbał jej to, co kiedyś nazywało się głową.
-I tak zabija się Trole Jaskiniowe – pouczał nas Gorgan.
Nagle jakaś strzała przeleciała koło nas i rozbiła się o pobliskie kamienie na tyle duże, że mogły tworzyć naturalną ochron przed wrogiem, więc nie zastanawiając się zbyt długo pobiegliśmy ukryć się za nimi.
-Kto to do nas do cholery strzela?!?! - zapytałem grzecznie swoich przyjaciół
-Pewnie jakiś porąbany Elf! – zgadywał Gorgan
-Zastanówmy się lepiej jak się go pozbyć - zwrócił nam uwagę Erlanden – nie dosięgnę z mojego łuku, więc lepiej coś wymyślcie.
-Gorgan masz spirytus. - zapytałem
-To nie czas na picie – skomentował krasnal
-Erlanden łap!- zawołałem i rzuciłem Elfowi moją kusze – A ty Gorgan oblej mnie spirytusem.
Nie musiałem mówić już nic więcej. Elf ładował kusze a Krasnal po oblaniu mnie spirytusem przy użyciu skały za którą byliśmy schowani i swojego topora próbował wykrzesać iskry.
W końcu mu się to udało iskry spadły na mnie, na moje ubranie, które było mokre od spirytusu.
Normalny człowiek usmażył, by się w tych płomieniach, ale ja nie jestem normalnym człowiekiem, mnie ogień nie robi nic złego wprost przeciwnie. Mi on leczy rany. Więc wyszedłem na środek jaskini żeby odwrócić uwagę od elfa, który w tej chwili składał się do strzału. W końcu znad przeciwka przestały nadlatywać strzały a ja siłą woli sprawiłem, że ogień, który przed chwilą był na moim ciele zgasł. Gdy podeszliśmy w miejsce zobaczyliśmy naszego generała z bełtem w piersi.
-Teraz już wiem, czemu się ciebie boi.- powiedział Generał kiedy tylko mnie zobaczył.
-Kto się mnie boi??- zapytałem
-To teraz nieważne –odparł Generał i kaszleć krwią – uciekajcie jak najdalej od frontu, bo inni zbuntowani żołnierze będą chcieli was zabić.
Po tych słowach. Generał wyzionął ducha a my nie kłóciliśmy się z ostatnią wolą nieboszczyka jak staliśmy nad zwłokami tak wyszliśmy z zamku i w pewnym sensie zadowoleni, że opuszczamy front i wyruszyliśmy w poszukiwaniu przygód, które miały odmienić nasze życie i zakończyć tą przeklętą wojnę, ale to już całkiem inna historia.


Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone.

Offline

 

#2 2009-06-20 17:55:28

diunaa

Inkwizytor

8885810
Skąd: Gliwice
Zarejestrowany: 2008-11-24
Posty: 26
Punktów :   

Re: Opowiadanko

Sama nie piszę i niezbyt się na tym znam, więc moja opinia będzie opinią zwykłego czytelnika.
Przede wszystkim powinieneś zwrócić uwagę na błędy ortograficzne i składniowe, ponieważ bardzo rzucają się one w oczy przy czytaniu, jeśli chodzi o treść to pomysł miałeś dobry, ale czegoś w tym opowiadaniu zabrakło, wielki plus za imiona i wątek konfliktu rasowego, a jeśli chodzi o opis zamku i muru był on trochę zagmatwany i niezrozumiały, przynajmniej dla mnie.  Podsumowując, musisz jeszcze poćwiczyć, no ale przecież każdy jakoś zaczyna:) Mam nadzieję, że opublikujesz na forum dalsze przygody Arana, jeśli takowe powstały.

P.S. gratuluję cierpliwości, przy przepisywaniu xD

Ostatnio edytowany przez diunaa (2009-06-20 17:56:28)


well behaved women rarely make history

Offline

 

#3 2010-01-06 09:18:30

Dziurawiec

Biskup Hez-Hezronu

1121053
Skąd: Bielsko-Biała
Zarejestrowany: 2008-08-23
Posty: 51
Punktów :   
Moje Strony WWW: http://dziurawiec.blogspot.com
WWW

Re: Opowiadanko

Ruszyła produkcja kolejnego opowiadanka
zdradzę tylko tyle że będą smoki
A może ktoś z was ma jakieś pomysły albo koncepcje które mógłbym wpleść w nowe opowiadanie ??


Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone.

Offline

 

#4 2010-01-06 12:03:22

 Mordimer_Madderdin

Moderator

Skąd: TM
Zarejestrowany: 2008-08-26
Posty: 52
Punktów :   

Re: Opowiadanko

No jeżeli mają być smoki no to ja czekam z niecierpliwością.....


Mordimer Madderdin Forever!!!

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
przegrywanie kaset vhs warszawa