Fanklub Mordimera Madderdina

Nie oficjalny Fanklub Mordimera Madderdina


  • Index
  •  » Art
  •  » Nowe opowiadanie: 'Parszywa nagroda" :)

#1 2013-06-09 15:58:19

 Mordimer_Madderdin

Moderator

Skąd: TM
Zarejestrowany: 2008-08-26
Posty: 52
Punktów :   

Nowe opowiadanie: 'Parszywa nagroda" :)

A teraz drogie Dzieci, wujek Marek opowie Wam bajkę. Ale nie taką zwykłą, którą już być może znacie. Ta, którą chcę się z Wami podzielić, została przeze mnie stworzona w wyobraźni… Czyli po rocznym rozbracie z prozą i zmaganiem się z brakiem poetyckiej weny wracam, mam nadzieję iż ze zdwojoną siłą, z nowym opowiadaniem, które tworzy integralną całość… Mały spojler dla ludzi o słabych nerwach: wyrazy wulgarne w tekście być muszą, gdyż taką ochotę ma autor… Poza tym toż to przecież fantastyka, co nie?



„Parszywa nagroda”



    Wracałem do zamku. Właściwie to koń sam mnie niósł, ja nie byłem w stanie nic zrobić. Jechałem ze spuszczoną głową, co chwilę drzemiąc z powodu wyczerpania… O wierzchowca nie musiałem się martwić. Znał drogę powrotną, przecież już kilka razy byliśmy razem na patrolu wkoło rozpadliny.
    Przy jego boku uwiązane miałem demonie truchło. Normalny koń wariowałby gdyby tylko miał stać w odległości mniejszej niż sto kroków od takiego demonicznego trupa. Mój jednak, ze względu na blisko roczną współpracę z moją skromną osobą, przyzwyczaił się do wszelkiego rodzaju odorów z czeluści piekielnych. Powoli docierałem pod bramę. Ha! Wiedziałem jaki dwór wybrać! W tym mieście, stolicy zapadłego i zapomnianego przez wszelkich bogów księstwa Sygatia, dachy aż lśniły tonami miedzi zużytej do ich pokrycia. Choć w samym księstwie bieda aż piszczała, to jednak radośnie panujący tutejszy suweren ściągał podatki na potęgę od coraz biedniejszej i zrezygnowanej ludności.
    Wracając jednak do mojej osoby, to bolało mnie właściwie całe ciało… Hmmm… Bolało to zbyt łagodne określenie… Ono mnie po prostu napieprzało w każdym zakamarku… Największym cierpieniem pulsowały jednak trzy rany zadane przez kły i ognisty oddech Balgatora*… Gdy tylko przekroczyłem bramę, zaraz pojawili się książęcy pachołkowie. Ściągnęli mnie z konia, odwiązali zdobycz i zaprowadzili przed oblicze tutejszego pana i władcy…
    Sala do której mnie wprowadzono od czasu do czasu pełniła funkcję reprezentacyjną. Częściej jednak, tak jak i dziś, była wielką kuchnią, w której stoły aż uginały się od jadła… Przy jednym z takich suto zastawionych mebli, podstawionym niemal pod sam szczerozłoty tron siedziała przyczyna mojego obecnego stanu, zarówno tego fizycznego jak i psychicznego. Wielki Zleceniodawca. Dosłownie i w przenośni…
    Wycierając tłuste paluchy w obrus, nie czekając na żadnego ze swych licznych służących, książe zagaił w moim kierunku:
- A więc jednak ci się udało. Hmmm… Czyli trzeba ci będzie jednak wypłacić tą nagrodę… Dobrze że i tak nie była wysoka… Przynieść tu mieszek, ale migiem!
Zanim skończył swoją przemowę połączoną z przemieszczeniem się na tron ja pozwoliłem sobie złożyć truchło u jego stóp, głowę umieszczając ślepiami w jego stronę… A co, niech spojrzy w oczy bestii, w której objęcia mnie wysłał!
Wtem pojawił się sługa, niosąc ze sobą moją obiecaną nagrodę. Podał ją księciu, ten jednak zawahał się i nie przekazał mi jej od razu…
- Czy mógłbyś mi przed otrzymaniem nagrody opowiedzieć jak dokonałeś tego chwalebnego czynu?
- Cóż Panie… Po prostu ubiłem bydle i tyle… Co tu opowiadać…
- A więc nie chcesz dzielić się swoimi technikami rozpraw z demonami… Trudno… A gdzież się podziało tych sześciu kmieci, których dostałeś do pomocy?
- Ach, jacy z nich byli artyści! Jeden spieprzał szybciej od drugiego! Dobrze, że zżarł ich Balgator, bo inaczej ja bym ich zatłukł…- cała ta rozmowa coraz mniej mi się podobała… Z księcia był także arogant i skąpiec, jednak miał mi zapłacić… Nie powinienem dzielić się z nim moimi osobistymi przemyśleniami, jednak za późno ugryzłem się w język… Bo prawdę mówiąc, chłopi udostępnieni mi przez panującego, nie dość iż byli skończonymi kretynami, bowiem przez nich prawie straciłem życie, to na dodatek byli tak wychudzeni, że gdyby usadzić ich wierzchem, zmieściliby się chyba na jednym rumaku… A tak chociaż pomogli mi w takim stopniu, iż pogrążając się w swoim kretynizmie zebrali się całą kupą pod drzewem i stali się pożywką dla żądnego krwi piekielnego stwora… Mnie zaś to ocaliło życie i dało czas niezbędny do ostatecznego rozwiązania kwestii demoniej… Uderzyłem mieczem prosto pod prawe błoniaste skrzydło stwora, czyli tam, gdzie według podań mędrców, miał być jego najsłabszy punkt… W sumie to pewnie pomogło mi i to, że oddalił się od rozpadliny, która dochodząc zapewne do piekła wzmacniała jego siły oraz to, iż nażarł się ludzkiego mięsa i nie wyczuł moich intencji… Zanim kurwisyn zdechł, zdążył mi przylać szponiastą łapą przez plecy, dzięki czemu do kolekcji obrażeń zafundowanych mi przez tego pupila Lucyfera dołączyła piękna i głęboka szrama, pulsująca paskudnym bólem…
    Porzuciłem jednak wspomnienia, bowiem z rozmyślań wyrwał mnie głos księcia-aroganta.
- Oto twoja nagroda… A więc można by cię nazwać egzorcystą… Zabijasz demony, przez co uwalniasz ludzi od ich zgubnego wpływu…
- Raczej to określenie do mnie nie pasuje. To przede wszystkim moje powołanie i praca za które próbuję przeży…
- Nie przerywaj mi przybłędo! Ale jeśli mówisz, iż robisz to wszystko dla pieniędzy, w takim razie jesteś skurwysynem zabijającym dla pieniędzy i zabawy!
    No kurwa tego to już było za dużo! Zwykle poznawałem się na ludziach i wiedziałem jakich zleceń nie przyjmować, tym razem jednak decyzję podjął za mnie przyrastający powoli do kręgosłupa żołądek… A mogłem nie zabijać tego demona na złość temu Świniakowi! Zdechł bym wtedy sam z głodu, jednak pożegnałbym się z tym światem honorowo… Chociaż w sumie i na to nie było za późno… Rzuciłem w stronę tronu trzymaną od jakiegoś czasu sakiewkę… Trzydzieści srebrnych monet wysypało się z mieszka i z brzdękiem potoczyły się pod nogi tłuściocha. Głośno zaś powiedziałem:
- Pierdol się, Mości Książe!
Zaraz potem odwróciłem się na pięcie i powoli, mimo przeżywanych cierpień, wyczłapałem się z zamku. Nikt mnie nie zatrzymywał, bowiem nikt tu nie robił nic bez rozkazu swego pana. Ten zaś otworzył usta i naśladował wyciągniętą na brzeg rybę, nie mogąc wydusić żadnego słowa z tłustej gardzieli…
    Ominął mnie zatem widok jego czerwonej ze złości twarzy. Dosiadłem za to ponownie mojego wierzchowca i spokojnie wyjechałem poza mury, nie wybierając jakiegoś konkretnego kierunku, jadąc po prostu przed siebie… Nie oglądałem się za siebie, zadowolony z moralnego choćby zwycięstwa nad tym przebrzydłym wieprzem. Nie mogłem więc dostrzec wyruszającej za mną pogoni Mości Knura… Pogrążyłem się w zadumie nad swoim szlachetnym uczynkiem… W końcu jednak usłyszałem za sobą końskie rżenie. Było już jednak za późno. Choć było południe, ja ujrzałem zachodzące czerwienią słońce…



*Balgator- to potężny demon siejący zniszczenie wszędzie tam gdzie się pojawi, najczęściej jednak trzyma się blisko piekielnych rozpadlin, czyli tam, gdzie jego siła i moc są największe. Jego przysmakiem jest wszelkiego rodzaju mięso, zwłaszcza ludzkie.


Mordimer Madderdin Forever!!!

Offline

 
  • Index
  •  » Art
  •  » Nowe opowiadanie: 'Parszywa nagroda" :)

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
By Eezy - דירת חדר שינה אחד מרווחת עם מרפסת...